A miało być tak pięknie. Mieliśmy dostać wpierdol od Królowej. Miało żabami prać i pierunami nas gonić. Gdzie tam!!! Wpadliśmy z Angim na tragiczny w skutkach pomysł zabrania na Babę trzech debiutantek!!! Królowa okazała się dla nich łaskawa. A miało być tak pięknie... Ehhh!!!
Ta Babia to był mój pomysł. Obiecałem Rudej,
że choćby za włosy, to wywlokę ją na Królową Beskidów. Jednak od
dłuższego czasu z niepokojem obserwowałem prognozy pogody. Burze,
deszcze i chuj wie co jeszcze. No ale Babia mnie już przyzwyczaiła.
Ustalamy termin. W międzyczasie zgłaszają się jeszcze Asia i Angi. W ostatniej chwili okazuje się, że Dakota też ma chęć na szczytowy łomot.
Sobota - Angi zgarnia mnie z Andrychowa. Czym prędzej pędzimy odebrać Aśkę
w Pope Town Wadowice i na łeb na szyję zaiwaniamy Czerwonym do Zawoji.
Meldujemy się w agro "Pod Kwiatkiem" na Składach. Notabene polecam
chałupę jakby ktoś miał ochotę.
Instalacja na agro i w drogę. Pod Mosorny. Bo tam mają zejść Ruda i Dakota, które wymyśliły sobie, że pójdą z Sidziny przez Policę.
No
ale normalnie być nie może. Zanim dojechaliśmy na Widły coś śmierdzi.
Halt!!! Wychodzimy z czerwonego, badamy sprawę. Chwyciło tłoczek w
prawym tylnym kole. No to ogień. Podnośnik, narzędzia...
I nie pytajcie, co robi ten młot z prawej strony. Jak to mówią: "Bez majzla i młota to chuj nie robota".
Pod
Mosornym nie idzie się na nie doczekać. W końcu docierają. Wieczór to
tradycyjnie "odmienne stany świadomości". Więc przemilczę.
Niedziela. A właściwie niedziela, którą mógłbym nazwać "szewskim poniedziałkiem". Śniadanko kawusia i komu w drogę temu wrotki. Idziemy na Markową. Królowa jakby się nie mogła zdecydować. Lunąć, czy nie lunąć.
Jednak sobie odpuściła. Pod Markowymi Szczawinami widokowa masakra.
W schronie mały rest i ruszamy... jednak przez Bronę. Akademik zamknięty
po wypadku awionetki w Żlebie Poszukiwaczy Skarbów 25 maja tego roku.
Im wyżej, tym więcej słychać "achów" i "ochów" ze strony naszych
babiogórskich debiutantek.
Nagle plecak robi głośne jebudu o glebę!!! 1725 n.p.m.!!! Ścisk jak na
Krupówkach. Ale chwila, moment. Tam siedzi jakiś Słowak z plecakiem
pełnym browca i karteczką "Pivo 5 zl". No to bez Kozla się nie obejdzie.
Godzina błogich szczytorozmyślań i kierujemy się na Lipnicką. Ale
żeby nie było zbyt łatwo znad Sokolicy odbijamy na Perć Przyrodników i
Szkolnikowe Rozstaje aby zejść na przełęcz koło Mokrego Stawku. Ach bo
zapomniałbym. Na Gówniaku słyszę najlepszy tekst od kilku lat. Sytuacja
wygląda mniej więcej tak.
Idą sobie do góry kobieta i facet. Nagle
ona chce aby mąż (chyba) zrobił jej zdjęcie. Pozuje, ale że jest trochę
umordowana strasznie dyszy i wydaje różne dziwne odgłosy. I co robi
facet??? Facet stwierdza - "Wiesz co??? W domu to nawet podczas stosunku
tak nie jęczysz".
Ale wróćmy na Lipnicką. Do auta daleko, więc "trza se jakoś radzić" (powiedział stary gazda wiążąc kierpca glistą).
Wychodzimy
na drogę i miła para z Pszczyny podrzuca nas do Zawoji. Nawet nie na
Widły, ale zawożą nas nadkładając kilka kilometrów drogi na Składy "Pod
Kwiatka". Może było to spowodowane tym, iż powiedzieliśmy z Angim,
że trzy dziewuchy zostały na Lipnickiej, a my tylko po samochód. Nasza
pani kierowca podejrzliwie popatrzyła na nas i powiedziała, że musi
sprawdzić, czy to czasem nie jakaś ściema z tym samochodem. W każdym razie, jeśli to przeczytacie to DZIĘKUJEMY!!!
No
i to by było chyba na tyle mojego zmyślania. Pożegnanie w Pope Town
Wadowice z dziewuchami. Andrychów i nynu. A dziś rano w robocie ból
wszystkiego, nogi napierniczają, spalona skóra piecze... Dobrze...
bardzo dobrze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz